Ballada o magu i kulturyście
Zasiedli w pustym barze gdzieś mag oraz kulturysta
Na stole tacos z serem, a w kieliszkach błyszczy czysta
Pomyślałby kto - kumple, lecz nic bardziej to mylnego
To braci dwóch, niech wszelki duch - ojca mają jednego
Szkło pierwsze w górę, drugie też i trzecie się nalewa
Nie mówią nic, choć mówić chcą, aż magus się odzywa
A u Nikoli co słychać, czy kurs swój już zrobiła?
Lecz siłacz nic, a jego lic-o chmurą się spowiło
Przez chwilę patrzy w okna toń i sięga po tacosa
"Zrobiła" cedzi, łyka ser i smarka głośno nosem
"Ty młody", mówi, "gadaj co chcesz dostać po mamusi"
I wlepia w niego oko złe, jak gdyby chciał udusić
Czarownik krzywo zaśmiał się, wzniósł palec, szepnął słowo
Butelka tańczy sama już. "Ja, bracie, chcę połowę"
Tu kulturysta zerwał się, stół leci w czarodzieja
Lecz ten magiczną tarczę ma i nic mu sie nie dzieje
"Ty kurwo ty" - ryczy siłacz "gdzie byłeś przez te lata"
"A teraz pół?" i kopnął stół w kierunku maga-brata
"Nie twoja rzecz" - stół odbił precz mag "co robiłem w życiu"
"Dziś jestem tu, chcę swoje pół, a ty wracaj do picia"
"Co, kurwo, myslisz pewnie, że jestes lepszy ode mnie"
Tu kulturysta napiął pierś "zdejm czar, to tobie jebnę"
Magus z pogardą patrzy nań - "no wykapany tata"
"Przechlejecie ten spadek w rok, dać wam to zwykła strata"
I pewnie by roznieśli bar, lecz policja już wpada
"Ręce do góry" - celują w siłacza oraz maga
"Spierdalaj psie"- tu siłacz się rozgląda i pochyla
Szyjkę butelki łapie i w kierunku glin wywija
"Rzuć to" policjant łapie cel, "Rzuć!" - brat też krzyknąć zdążył
Lecz kulturysta robi krok, palec na spuście ciąży
"Nie!!" krzyczy mag i tarczę swą na brata już przerzuca
Lecz pada strzał, siłacz jak stał, tak ciężko teraz kuca
Krew z wielkiej piersi leje się, ucichły wszystkie głosy
I siłacz padł w kałuże krwi, szkło i z serem tacosy
"Braciszku nie" mag rzucił się i pada na kolana
Niestety siłacz nie żyw już, bo serca sięgła rana
"Wy gnoje" mag podnosi wzrok "Nie ruszaj się!" - stróż ryknął
Czarodziej ręce składa w gest, pod nosem coś tam szepnął
I gliniarz krwawo pękł jak stał, i wszędzie jego juha
Znów pada strzał, bo drugi stróż choć w strachu był to czuwał
Jednak policjant młody to, lęk zmylił kuli drogę
Mag złożył czar, błysnęło i stróż updał na podłogę
Ku bratu teraz zwrócił się, co leży krzyżem obok
Oczy otwarte patrzą, lecz widzieć już nic nie mogą
Zapłakał mag, bo mimo wad, to duszę miał wrazliwą
Wtem napiął się, bo pamięć mu przyniosła myśl straszliwą
Na studiach kiedy poznał się z kolegą z jednej stancji
Ten opowiedział różne mu tajniki nekromancji
"Życie za życie" - czar ten znał, lecz bał się go próbować
Nadeszła jednak chwila i strach w kieszeń trzeba schować
Wyciąga mag telefon swój, wpisuje jakieś słowa
Skasował wszystko, pisze znów, a twarz jego morowa
Po czym czar straszny wypowiada, zimno bar wypełniło
Mag upadł, a ciało siłacza się nagle poruszyło
Rozejrzał kulturysta się, krew z twarzy swej ociera
"o kurwa" - patrzy: trupy trzy "o kurwa, i co teraz"
Do brata podszedł swego i telefon widzi w dłoni
"A ten to co" siłacz myśli "do kogoś chciał zadzwonić?"
Wtem czuje, że w kieszeni mu też jakby coś wibruje
Wyjął telefon cały w krwi - wiadomość wyskakuje
"Od brata coś", siłacza pot oblewa skronie, klatę
W oczach ma łzy, gdy czyta to: "Przepraszam. Dbaj o tatę."
Na ręce siłacz brata wziął, ciało do piersi tuli
Nie ma w nim złości dawnej już, ni chęci awantury
Gdzie jest ten kulturysta dziś - nie pytaj, bo nie powiem
Wiedz jedno - nie tylko życie lecz zyskał duszy zdrowie